Endo-historia Magdaleny

Publikujemy #22 historię konkursową - "Opowiedz swoją endo-historię". Zachęcamy do lektury:


Drogie Endokoleżanki,

nie jestem pewna, czy opisywanie od początku pojawienia się choroby, a raczej od momentu wystąpienia silnych dolegliwości bólowych (choroba pewnie była już ze mną na długo przedtem), wszystkich ważniejszych wizyt lekarskich, zażywanych lekarstw i przebytych operacji, przyniesie Wam jakikolwiek pożytek. Wszystkie mamy podobne doświadczenia, w związku z tym postanowiłam nie pisać ze szczegółami na temat powyższych zagadnień. Po pierwsze nie mam na to ochoty, a po drugie napisane zostało już chyba wszystko na ten temat. Jednak nurtuje mnie od dawna kwestia relacji lekarz-pacjentka.

Po przeczytaniu Waszych historii przekonałam się, że nie tylko ja mam tak, mówiąc eufemistycznie, niesympatyczne doświadczenia z lekarzami, a to, że piszę teraz ten tekst jest dla mnie autoterapią czy też sposobem na wyrzucenie z siebie ogromnego żalu, jaki mam w stosunku do lekarzy, których niestety spotkałam na swojej drodze. Zastanawiam się, dlaczego endometrioza wywołuje w nich tak głęboką odrazę przejawiającą się w okropnym, karygodnym zachowaniu w stosunku do pacjentek... Niejednokrotnie chęć zysku jest tak silna, że narażają swoje pacjentki na operacje, które niestety przynoszą im więcej szkody niż pożytku. Czy bogacenie się w nieuczciwy sposób - kosztem chorych osób - to powód, dla którego zostali lekarzami? Czy tak trudno po prostu zrezygnować z chęci zysku i przekazać pacjentkę w dobre ręce – w ręce profesjonalistów, którzy potrafią pomóc? Czy ich nieludzkie traktowanie (brak empatii, a nawet arogancja, m.in. np. bolesne zbadanie pacjentki i zrzucenie na nią winy za ból odczuwany podczas badania – podkreślam: są lekarze, którzy potrafią zbadać bezboleśnie, więc wina nie leży po stronie pacjentki, szanowny Panie Profesorze od siedmiu boleści!) jest wynikiem osobistych problemów, a przynoszenie ich do gabinetu nie jest przypadkiem brakiem profesjonalizmu? Spotkałam wielu wstrętnych lekarzy, którzy nie powinni wykonywać tego zawodu. Chęć zysku jest u nich tak silna, że portfele pacjentek przysłaniają im świat. A może to wszystko wina systemu? Systemu, który tworzą przecież ludzie ...

Na szczęście są jeszcze lekarze (ale chyba nie w Polsce albo jest ich tak niewielu, że pechowo na nich nie trafiłam), którzy potrafią i chcą pomóc, choć nie jest to łatwe zadanie w przypadku endometriozy, którzy przywrócili mi wiarę w lekarzy i medycynę. Moja endohistoria nie byłaby tak dotkliwie bolesna również pod względem psychicznym, gdybym w odpowiednim momencie znalazła odpowiedniego lekarza. Na szczęście w końcu się udało – lepiej późno niż wcale.

Życzę Wam drogie Endokoleżanki, żebyście w porę trafiły w ręce Prawdziwych Lekarzy, którzy potraktują Was przede wszystkim po ludzku i abyście nie musiały wysłuchać na koniec wizyty u pewnego lekarzyny tekstu typu „Nie moja endometrioza, nie mój problem”.



Dziękujemy za podzielenie się swoją historią.

Drogie Panie, wierzymy, że Wasze historie mogą sprawić, iż inne kobiety usłyszą nazwę "endometrioza" i zaczną się nią interesować albo dadzą motywację do walki tym, które o tej chorobie już wiedzą!

2 września ruszyło głosowanie na FB! W celu zagłosowania na tę historię, przejdź teraz do posta 

Zapraszamy na stronę główną konkursu, dostępną pod tym adresem.