Endo-historia Aleksandry

Publikujemy #9 historię konkursową - "Opowiedz swoją endo-historię". Zachęcamy do lektury: 

Jestem niemal pewna, że gdyby nie leczenie niepłodności mogłabym się nigdy nie dowiedzieć, że choruję na endometriozę. Nie pamiętam od kiedy miesiączkuję, ale przyjmijmy, że od 13 roku życia, czyli od około 20stu lat. Przez ten czas miałam 2 (słownie: DWA!) bolesne do granic możliwości kobiece dni. Zwijałam się z bólu, miałam gorączkę, drgawki, zimne poty i nie przesadzę, pisząc, że myślałam, że umrę. Generalnie moje miesiączki nie są bolesne, od czasu do czasu muszę się wspomóc zwykłą tabletką przeciwbólową. To wszystko. W społeczeństwie panuje przekonanie, że miesiączka musi boleć, więc jeśli nie boli, nie masz endometriozy. A jeśli boli - ma boleć. Taka nasza "kobieca natura". A ja Wam mówię, że obie te teorie to BZDURY!

U mnie jako pierwszy endometriozę podejrzewał lekarz, który robił mi usg podczas nieobecności mojej ówczesnej ginekolog (to było 3 lata temu).

  

Badanie było cholernie bolesne. W ramach potwierdzenia swojej hipotezy, umówił mnie na konsultację do innego dr, który robił specjalizację w kierunku endomendy. Potwierdził przypuszczenie głęboko naciekającej endometriozy. Moja dr niestety opinie i usg tamtych lekarzy zlekceważyła mówiąc, że panowie są młodzi i jeszcze się uczą, a ja, gdybym miała endometriozę, zwijałabym się z bólu i często lądowała w szpitalu podczas miesiączki. To była moja ostatnia wizyta w jej gabinecie... A takie dobre wrażenie robiła na samym początku. Później rozpoczęłam przygodę z kliniką leczenia niepłodności i tam, jednym z etapów postępowania była laparoskopia, która postawiła jednoznaczną diagnozę - endometrioza otrzewnowa III stopnia.


Chciałabym również zaapelować do kobiet:

1. Nie pozwólcie, aby lekarze lekceważyli Wasze bolesne miesiączki!

2. Domagajcie się laparoskopii, jeśli Wasze leczenie niepłodności nie przynosi efektów, a wciąż nie jest znana jej przyczyna.

3. Pamiętajcie, że ból podczas "tych dni" nie jest wyznacznikiem stopnia zaawansowania choroby! Są 4 stopnie endometriozy, ja mam trzeci, prawie najcięższy, ale nie cierpię (dzięki Bogu!).

Zdiagnozowanie endometriozy pomogło mi w podjęciu decyzji o przystąpieniu do procedury in vitro. Lekarz prowadzący uprzedzał, że przy tym stopniu zaawansowania choroby nie należy spodziewać się jakiegoś spektakularnego wyniku stymulacji i punkcji. W kwietniu 2018 r. przeszłam stymulację z bardzo dobrym efektem - podczas punkcji pobrano 24 komórki, z czego aż 19 było dojrzałych. Radości nie było końca - pierwsza bitwa z endometriozą wygrana. Następnych kilka dni to stres w oczekiwaniu na liczbę zarodków. I tu kolejny sukces - z sześciu zapłodnionych komórek udało się uzyskać 5 zarodków dobrej klasy. Wynik starcia MY - ENDOMETRIOZA: 2:0. Ale, niestety, na tym dobra passa się skończyła. Mamy za sobą 3 nieudane transfery, a czwarty, wyjątkowy, bo z dwoma zarodkami, wciąż przed nami. Mamy ogromną nadzieję, że uda nam się pokonać endometriozę i wygrać wojnę, bo w bitwach to niestety ona prowadzi trzy do dwóch... 

Dziękujemy za podzielenie się swoją historią.

Drogie Panie, wierzymy, że Wasze historie mogą sprawić, iż inne kobiety usłyszą nazwę "endometrioza" i zaczną się nią interesować albo dadzą motywację do walki tym, które o tej chorobie już wiedzą!

2 września ruszyło głosowanie na FB! W celu zagłosowania na tę historię, przejdź teraz do posta 

Zapraszamy na stronę główną konkursu, dostępną pod tym adresem.