Endo-historia Oli (35 lat)

„Endo co?”

Publikujemy #13 historię konkursową - "Opowiedz swoją endo-historię". Zachęcamy do lektury: 

„Endo co?”

Dość długo zastanawiałam się, czy podzielić się z Wami moją historią. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Endometrioza wywróciła moje życie do góry nogami. Zdecydowanie negatywnie – tak wówczas myślałam, jednak obecnie wiem, że choroba wpłynęła również pozytywnie na to, jaka jestem, ale aby to wszystko zrozumieć, zacznę od początku... 

Byłam w 5 klasie szkoły podstawowej, kiedy zaczęłam miesiączkować. Pierwsze dwa lata były znośne, dopóki krwawienie nie zaczęło się pojawiać co dwa tygodnie. 

Dochodziło do absurdalnych sytuacji, bo tylko kilka dni w miesiącu miałam przysłowiowy spokój, choć brzuch nie bolał zupełnie. Mam bardzo mądrą mamę, która, widząc co się dzieje – chudłam w zastraszającym tempie, dodatkowo ciągle byłam zmęczona – poszła ze mną do lekarza. Nie muszę dodawać, że w tym wieku byłam jeszcze dzieckiem, nie chciałam iść do ginekologa, wstydziłam się i bałam. Poszłyśmy do kobiety, która została polecona mojej mamie. Zrobiłam komplet badań, hormony wówczas były totalnie rozjechane, musiałam przyjmować leki hormonalne i przez chwilę był spokój. W momencie kiedy odstawiłam leki zaczęły się bóle nie do opisania... Pojawiały się torbiele na jajnikach, a ja zwijałam się z bólu co miesiąc. Nie mogłam funkcjonować, uczyć się, normalnie żyć. Ginekolog zmieniał mi leki i kiedy je przyjmowałam, było zdecydowanie lepiej. Dziś wiem, że pomimo tego, że nie znoszę hormonów, bo zdaję sobie sprawę z tego, jakie spustoszenie sieją w organizmie, wówczas tylko dzięki nim funkcjonowałam. 

Ukończyłam szkołę średnią, zdałam maturę, dostałam się na studia i zdążyłam je skończyć. W tym czasie ciągle w torebce nosiłam tabletki i żyłam wg przypomnienia ustawionego w telefonie komórkowym... weszło mi to w krew... codziennie o 18 tabletka... Moja ginekolog nigdy nie wspomniała o endometriozie! O podejrzeniu, o tym, że może warto poddać się laparoskopii zwiadowczej. Ciągle tylko słyszałam, że jak urodzę dziecko to przejdzie... co więcej w wieku 22 lat usłyszałam pytanie „kiedy zamierzam zajść w ciążę?!. Później kobiety chcą i jest problem”. W tamtym czasie absolutnie nie myślałam o dzieciach! Co jakiś czas trzeba było robić przerwy w zażywaniu tabletek hormonalnych i w pewnym momencie poczułam się tak dobrze, że stwierdziłam, że chcę zrobić dłuższą przerwę. W międzyczasie poznałam mojego byłego męża, byłam szczęśliwa i czułam się dobrze. Tabletek nie przyjmowałam cztery lata. Myślę, że wtedy endometrioza rozwinęła się na dobre. Zaatakowała bardzo mocno tuż po moim ślubie, akurat wówczas kiedy świadomie podjęliśmy decyzję o powiększeniu rodziny. Nie dość, że nie zachodziłam w upragnioną ciążę, to bóle były najgorsze, jakich kiedykolwiek doświadczyłam. Na dobre wystraszyłam się, kiedy z ogromnymi bólami siedziałam w toalecie, a kiedy się odwróciłam zamiast słomkowego koloru zobaczyłam krew... Szybka wizyta u lekarza... diagnoza, że jest torbiel na jajniku tylko jaka? Moja ginekolog na głos zastanawiała się „czy to endometrialna, a może skórzasta?” Wtedy postanowiłam poszukać kompetentnego lekarza. Odwiedziłam kilka gabinetów, aż w końcu trafiłam z polecenia na ginekologa – mężczyznę, który od razu zaproponował laparoskopię i usunięcie torbieli. Twierdził w 100%, że jest to torbiel endometrialna i trzeba operować. 

24.04.2017 roku - to jest data, którą będę pamiętała do końca życia. Właśnie tego dnia poddałam się swojej pierwszej w życiu laparoskopii i w tym dniu usłyszałam, że choruję na endometriozę. Co więcej ostatniego – czwartego – stopnia. Po 17 latach walki z ogromnym bólem usłyszałam diagnozę! Lekarz, który mnie operował, był zszokowany, ponieważ zobaczył, że endometrioza przykleiła się do pęcherza moczowego. Była to gruba warstwa, która wg niego tworzyła się latami. Podczas tej laparoskopii usunięto mi tylko torbiel endometrialną. Nie było odpowiedniego sprzętu, ludzi ani pieniędzy, jak się później okazało, aby zrobić coś więcej. Na szczęście mój lekarz zrobił kilka zdjęć tego co „siedziało” w moim brzuchu – miałam dokumentację do ewentualnej kolejnej operacji. Nie miałam pojęcia, czym jest endometrioza, zaczęłam czytać i byłam przerażona... Teraz już przynajmniej miałam diagnozę i pewność, że mój krwiomocz i  powtarzające się zapalenie pęcherza moczowego jest spowodowane endometriozą, a nie czymkolwiek innym. Po pierwszej operacji oczywiście były komplikacje – funkcjonowałam z cewnikiem w domu przez kolejne 7 dni – wdało się takie zapalenie pęcherza moczowego, że krótko po operacji wylądowałam ponownie w szpitalu, gdzie założono mi cewnik i przypisano antybiotyk... Czułam się fatalnie! Fizycznie i psychicznie! Bardzo potrzebowałam wsparcia. Niestety nie otrzymałam go od męża. Nie mogliśmy się porozumieć. Byłam zła, sfrustrowana, wściekła. Ciągle zadawałam sobie pytanie dlaczego mnie to spotyka? Jaki jest tego cel…? Znajome, prawda? Chyba każda z nas – endowojowniczek – właśnie takie pytania sobie zadaje... Rozwiodłam się. Miałam ogromne wsparcie ze strony mamy. Jednak endometrioza nie odpuszczała. Z dnia na dzień, niezależnie już od cyklu cierpiałam bóle, miałam krwiomocz, łykałam antybiotyki garściami i wegetowałam, bo życiem nie dało się tego nazwać. 

Zaczęłam szukać pomocy na własną rękę – buszowałam w internecie. Szukałam informacji na temat choroby, zmieniłam swoją dietę – bo dowiedziałam się, że to bardzo istotne. Do wielu informacji dotarłam sama. Podobnie trafiłam na klinikę i lekarzy specjalistów z prawdziwego zdarzenia. Byłam bardzo zmotywowana do tego, żeby wyciąć endometriozę do końca i zacząć normalnie żyć – choć kilka lat – bo wiem, że endometrioza w większości przypadków wraca. 

W styczniu 2018 roku poddałam się drugiej laparoskopii w klinice, w której pracują specjaliści od endometriozy. Operacja odbyła się poza Polską – prywatnie. Na całe szczęście powiodła się :-)

Lekarze bardzo mi pomogli, długo dochodziłam do siebie, ale było warto! Obecnie znowu pojawiają się bóle, nie takie jak w przeszłości, ale strach pozostał. Strach, że endometrioza znowu atakuje... Dlatego jestem pod stałą opieką lekarza, a za dwa miesiące wybieram się do specjalisty od endo. Mam nadzieję, że mnie uspokoi, że wszystko jest ok!:)

W mojej historii pominęłam wiele kwestii, ograniczyłam się do najważniejszych wydarzeń, bo mogłabym pisać i pisać... To, czego nauczyła mnie endometrioza to przede wszystkim pewność, że jeśli nas coś boli, to trzeba szukać przyczyny. Nie boli, bo powinno boleć. Bo to normalne. Bo jesteśmy kobietami itd. To bzdury! Kobiecość nie boli!!! Dlatego należy szukać przyczyny bólu i naszego złego samopoczucia. Zmieniać lekarzy jeśli trzeba. Iść do kilku, aby potwierdzić diagnozę! I walczyć o siebie! Nikt nie zrobi tego lepiej niż my same! 

Na początku swojej historii wspominałam o pozytywnych kwestiach, które pojawiły się w związku z moją chorobą. Nikt nie chce chorować to jasne! Sama oddałabym wszystko za to, żeby być zdrowa. Jednak dzięki chorobie poznałam sporo kobiet takich jak ja! Wiem już, ze nie jestem sama. Miałam przyjemność uczestniczyć w Pierwszym Ogólnopolskim Kongresie Endometriozy – wysłuchać wykładów, świadomie zacząć żyć i starać się ujarzmić chorobę. 

Endometrioza zweryfikowała również ludzi wokół mnie. To bardzo cenne. Mam mniej znajomych, ale takich na których zawsze mogę liczyć!!!:-) To naprawdę budujące! 

Dziś mogę powiedzieć: Jestem szczęśliwa!

I jeszcze jedno! Moja walka wciąż trwa! Bo mam jeszcze jedno ogromne marzenie – w przyszłości chcę zostać mamą! I zrobię wszystko co w mojej mocy, aby to się udało! :-) 

Ściskam Was wszystkie Kobiety i dbajcie o siebie! Zawsze! :-)




Aleksandra

Dziękujemy za podzielenie się swoją historią.

Drogie Panie, wierzymy, że Wasze historie mogą sprawić, iż inne kobiety usłyszą nazwę "endometrioza" i zaczną się nią interesować albo dadzą motywację do walki tym, które o tej chorobie już wiedzą!

2 września ruszyło głosowanie na FB! W celu zagłosowania na tę historię, przejdź teraz do posta 

Zapraszamy na stronę główną konkursu, dostępną pod tym adresem.